paweł solski paweł solski
259
BLOG

DEMOBILIZATORZY

paweł solski paweł solski Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

     Kiedy agent sztabu generalnego armii niemieckiej, Lenin, wysiadł z zaplombowanego wagonu pociągu w Piotrogrodzie wiadomo było, że posunie się do każdej podłości i zbrodni, aby wygrać z demokratycznym rządem Aleksandra Kiereńskiego. Dziś przywódcę rosyjskiej rewolucji w jego ojczyźnie nazywa się pogardliwie „bohaterem chwili”, bo pozwolił, aby osobnik z piekła rodem, czyli Lenin, wyjął mu (i milionom Rosjan) Rosję z rąk. Sprawa jest tym bardziej zdumiewająca, że początkowo banda Lenina liczyła tylko 1000 ludzi na ogromnym obszarze byłego Cesarstwa Rosyjskiego, a poglądy głoszone przez Lenina były wręcz wyśmiewane i to przez uwielbiony przez Lenina „proletariat”. Aleksander Kiereński miał szczególne powody, aby wiedzieć, z jakim psychopatą ma do czynienia. Wołodia Uljanow pobierał nauki w gimnazjum, w którym dyrektorem był ojciec Aleksandra, Fiodor Kiereński, który doskonale znał osobowość późniejszego kata Rosji, gdyż dziecko nie potrafi się maskować tak, jak dorosły. W latach szkolnych Wołodia był uważany przez rówieśników za stuprocentowego psychopatę z maksymalnie przerośniętym ego, z którym żaden ze szkolnych kolegów nie chciał nigdy utrzymywać przyjaźni. Ojciec Uljanowa był carskim urzędasem o randze odpowiadającej stopniowi generała w armii. Dlatego mały Uljanow cieszył się względami dorosłych i gorącą nienawiścią rówieśników. Dlatego, gdy Lenin wylądował na ziemi rosyjskiej, Kiereński nie tylko wiedział z kim w sensie politycznym ma do czynienia, ale również w zakresie charakterologicznym. Tymczasem Kiereński nie tylko nie wyciągnął wniosków z faktów wcześniej mu znanych, ale żywił dość dziwaczny stosunek do Lenina. Należy podkreślić, iż Kiereński prócz tego, że był znanym rewolucjonistą, to był też wziętym adwokatem, czyli człowiekiem kompromisu. Człowiekiem, który rozwiązuje konflikty przez kompromis. Dlatego, gdy tłumaczono mu, że Lenin staje się niebezpieczny i należy go aresztować, a najlepiej zabić – Kiereński bredził, że - Lenin nie zna sytuacji. Patrzy przez okulary swojego fanatyzmu i nie ma nikogo w swoim otoczeniu, kto wyjaśniłby mu, co się dzieje i on – Kiereński - przekona go do zmiany stanowiska. Oczywiście Lenin jakikolwiek dialog z „bohaterem chwili” całkowicie odrzucił. W „Dziełach Zebranych” Lenin wymienia nazwisko Kiereński 200 razy i zawsze opatruje je wyzwiskiem typu: idiota, głupek, bufon. Mimo takiego stosunku sławetnego ludobójcy do siebie, Kiereński nigdy nie zdobył się na odpowiednie potraktowanie owego wcielonego Lucyfera, a przecież przeżył go o kawał czasu. Jest to więc przykład wzorcowego demobilizatora, który nie tylko pogrąża innych, ale i siebie. Kiereński, jako mecenas przyzwyczajony do osiągania porozumienia na niwie sądowej, przekładał zasady walki procesowej na walkę polityczną. Kompletnie nie pojmował, że w polityce nie chodzi o idee, tylko o to, kto ma w dłoni narzędzia terroru i jeżeli już je posiada, istotnym jest, czy jest je w stanie skutecznie użyć, by unicestwić konkurencję. Kiereński umarł w wieku matuzalemowym w USA. Do końca swego życia nie rozumiał, iż jego postawa zbudowała Leninowi złoty most do dyktatury w Rosji. Aleksander Kiereński, gdy Rosjanie mieli dość wojny, dążył do jej kontynuowania. Rozwydrzony motłoch za swoje poparcie dla rewolucji żądał zapłaty - „bohater chwili” oferował tłuszczy trud dnia codziennego. Dlatego Lenin rzucił hasło zakończenia wojny, które z miejsca uczyniło go numerem jeden w rosyjskiej rewolucji. Następnie ogłosił, że daje ziemię chłopom, a fabryki robotnikom. Oczywiście ani ta ziemia, ani te fabryki nie były jego, więc chętnie rozdawał. Hasła o ziemi i fabrykach w rzeczywistości oznaczały: rabuj, gwałć, morduj – tylko mnie popieraj. Anglosasi mają powiedzenie, że ważniejsze jest, żeby propozycja była ciekawa, niż żeby była prawdziwa. Kiereński był do tego stopnia idiotą, że kiedy pod naciskiem opinii publicznej zebrał się do aresztowania Lenina i jego kumotrów - jako niemieckich agentów - cały czas powtarzał, że musi osądzić ich sąd! Super idiota i superdemobilizator. Nic dziwnego, że policja polityczna sowietów nadała mu, jako figurantowi, pseudonim – Klaun. Powstaje pytanie - skąd biorą się tacy idioci, jak Kiereński? Odpowiedź jest prosta - w polityce bardzo dużą rolę odgrywają prawnicy. Ludzi ci zazwyczaj pozbawieni są wyobraźni, ale za to przykładają wręcz chorobliwe znaczenie do ustaleń i słów. Ludzie ci nie pojmują, że przed siłą wszystko ustępuje, a w polityce wygrywa tylko ten, kto potrafi w sposób nieograniczony posługiwać się wyobraźnią i bezwzględnie siłą. Co prawda Lenin też miał wykształcenie prawnicze i nawet - bardzo krótko - prowadził kancelarię adwokacką, ale szybko zrozumiał, że prawo jest tylko zbiorem wymysłów wynikających z określonego układu sił, a nie prawd stałych uniwersum. Oczywiście, jeżeli chce się ukraść całe państwo, należy zniszczyć jego prawo w jak najszerszym zakresie. Przykładowo, gdy Lenina spytano, co zrobić z urzędnikami carskimi, gdyż zatrudnienie ich spowoduje, że będą działać przeciw państwu, zaś wysłanie takiej masy ludzi i wypłacanie im emerytury zachwieje finansami, odpowiedział krótko, „a kto powiedział, że musimy im płacić.” Lenin dobrze rozumiał, iż dyktatura musi opierać się na anarchii i pełnym woluntaryzmie. Obywatela ma represjonować nie tylko bezpośredni system terroru, ale również ciągła niepewność o byt. Dyktatura zawsze opiera się na nonszalanckich urzędnikach o mentalności stuprocentowych anarchistów. Lenin zarządził likwidację profesji adwokata uznając, że proces sądowy ma być elementem terroru, a nie drogą do tworzenia ładu w społeczeństwie. Lenin w swoim działaniu przykładał bardzo dużą wagę do elementu zwierzęcego w naszym spectrum – altruizmu. Doskonale rozumiał, że większość ludzi nie umie się wyzwolić z tego kagańca gatunkowego. Dlatego swoją dyktaturę opakował w troskę o „szarego człowieka”, zaś „szary człowiek” zawsze jest kłębowiskiem wszelkiego zła i im więcej tego zła wydobędzie się z „szarego człowieka” tym dłużej trwa dana dyktatura, i tym trudniej jest się z niej uwolnić. Przykładem jest Rosja dzisiejsza i jej paroksyzmy. Jednak, ani Lenin, ani inni ludobójcy nie osiągnęliby swego celu, gdyby nie różni demobilizatorzy, którzy widząc, że mają do czynienia z czystym złem, bredzą o dialogu. Kompromisie. Porozumieniu w imię wyższych celów – i tym podobne bzdury. Mamy jedno bardzo krótkie życie i jeżeli dajemy zatruć je sobie złu, to w rzeczywistości nie zasługujemy na nie. Ludzie, którzy tego nie pojmują, bardzo prędko stają się nawozem historii. Tylko czyny zmieniają rzeczywistość, a nie słowa. Jest jeszcze gorzej, gdy od słów nie przechodzi się do czynów. Taka postawa jest typowa dla demobilizatorów, którzy zawsze starają się wszystko utopić w powodzi słów. Ludzie ci mając na wyciągnięcie ręki zwycięstwo, wolą pleść duby smalone, niż przejść od słów do czynów. W Rosji postcarskiej, jak wiemy, zabrakło ludzi, którzy potrafiliby słowa zamienić w czyn. Komuniści wygrywali, bo wiedzieli, że zawsze lepiej wystraszyć, nastraszyć, niż tłumaczyć. Zawsze rozumieli, że należy obiecywać złote góry i zabijać. Nie rozumieli tego ich przeciwnicy, którym cały czas mózgi prali demobilizatorzy bełkocząc o dialogu, porozumieniu, kompromisie. Dlatego, jeżeli chce się wygrać ze złem immanentnym, należy w pierwszym rzędzie pozbyć się wszystkich demobilizatorów i uznać, że myślą przewodnią musi być ekstremizm, a każdy, kto nawołuje do umiaru jest wrogiem.                 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka